188 – Jedyna tak błonkówka (Vespidae)
Udało się. I to dwie rzeczy za jednym zamachem. Po pierwsze: sfotografować w końcu szerszenia, od bardzo, bardzo dawna okupującego szczyt naszej whishlisty. Po drugie… opublikować jego zdjęcia jeszcze w 2015 roku ;-). Można powiedzieć, że to drugie udało się ledwo, ledwo. W każdym razie dzisiejszy wpis jest z naszej perspektywy sensownym zwieńczeniem pewnego etapu. Ale do rzeczy, oto Szerszeń europejski:
Do spotkania doszło w okolicy… kompostownika. Gnijące owoce przyciągnęły mnóstwo owadów, a w tej liczbie kilka szerszeni. Pierwszy raz wypatrzyliśmy je w sytuacji klasycznej, czyli bezaparatowej, ale mistyczna moc owego randez vous narodziła w naszych głowach sprytny plan: nie sprzątać rozsypanych resztek biologicznych oraz wrócić w kolejnych dniach z aparatem. Tak się stało, ale wbrew wielkim planom starczyło czasu tylko na jedną, krótką sesję.
Już z wcześniejszych, mniej udanych spotkań, wynieśliśmy kilka obserwacji szerszeni. Zauważyliśmy, że są one na ogół dość płochliwe i wbrew obiegowym opiniom nieskłonne do atakowania ludzi. Niepokojone zawsze wybierały odwrót na z góry upatrzone pozycje. Wyjątki od tej reguły są dwa. Szerszenie nie uciekają w promieniu metra do dwóch od swoich gniazd: ten obszar traktują jako strefę obrony terminalnej i w myśl zasady ni kroku wstecz (Ни шагу назад!) walczą do upadłego. Najczęściej do upadłego wroga. Drugi wyjątek to oczywiście żerowanie i niech to potwierdzą zdjęcia. Szerszenie, które fotografowaliśmy (a było ich na żerowisku przeciętnie od jednego do dwóch, raz trafiły się trzy) godziły się na bardzo bliski kontakt z aparatem tak długo, jak długo mogły kontynuować wyżerkę.
Konsumując węglowodany nie gardziły przy tym proteinami. Mówcie co chcecie, ale nawet dla takich twardzieli jak my było coś przerażającego w obserwowaniu jak pożeranie winogrona bywało przerywane by rzucić się na współbiesiadnika (jakąś błonkówkę lub muchówkę). Ofiary nie miały szans: krótkie szamotanie z dużą ilością bzzz i szerszeń ulatywał w siną dal (czyli na najbliższą sosenkę) z białkowym, jeszcze żywym tobołkiem.
Było to spotkanie prawdziwie mistyczne ;-P. Szerszenie to owady jedyne w swoim rodzaju. Tak naprawdę chyba nie sposób nie odczuwać przy nich lęku, choćby śladowego.
Teraz… cóż… będziemy starali się zrobić lepsze zdjęcia, skoro jakieś zdjęcia już są. Swoją drogą polecamy lep w postaci owoców 😉
Korzystając z okazji jaką jest przedsylwestrowa pora, chcielibyśmy życzyć wszystkim ludziom i owadom wszystkiego najlepszego w Nowym, Nieodmiennie Lepszym Roku 2016 ;-). Do zobaczenia po drugiej stronie terminatora!
Nazwa gatunkowa: Szerszeń europejski (Vespa crabro)
Rodzaj: Vespa
Rodzina: osowate (Vespidae)
Rząd / podrząd: błonkoskrzydłe (Hymenoptera)
Gromada: owady (Insecta)
Typ / podtyp: stawonogi
Królestwo: zwierzęta
•
Data wykonania zdjęć: 13 – 09 – 2015
Lokalizacja: Kwatera Główna
Rozmiar zdjęć: 900 x 675 pix
Aparat: Fuji Finepix HS10
Perfekcyjna fotka! 😀
Szczęśliwego Nowego Roku! 🙂
perfekcyjna niekoniecznie, ale spotkanie było fajne ;-). Tobie również Szczęśliwego 😉
O, jaki fajny potwór. 😀 I mówisz, że toto, co on je, to winogronko? W życiu bym się nie domyśliła, a fuj. 😉
Podoba mi się opis zmiany węglowodanów na proteinki. 😉
Nieźle Ci się udało, gratuluję odwagi, bo ja bym chyba tak blisko nie podeszła, brr…
A w nowym roku życzę Ci dużo więcej wolnego czasu niż w 2015. 🙂
tak sądzę, że było to winogronko. I proponuję na tym przerwać analizę, bo doprowadzi nas w groźne miejsca ;-P.
Fotografowałem go zarówno rajnoxem jak i bzy rajnoxa w trybie super-makro, praktycznie popychając szerszenia obiektywem. Kiedy sobie siedział było ok, ale jak unosił się w powietrze z tym charakterystycznym bzyczeniem… hmm… 😉
Tak, tak, bardziej szczegółowo w winogronko nie będziemy wnikać. 😉
Jesteś nawet bardziej odważny niż sądziłam. Gdyby mi zaczął bzyczeć, jak go prawie dotykam obiektywem, to chyba bym ataku serca dostała.
jestem odważniejszy lub głupszy, co chyba jest z grubsza tożsame ;-P. Myślę, że moja domniemana odwaga opiera się na świadomości, że szerszenie są stosunkowo niegroźne i że strach ma wielkie oczy, czerwone plamki i bzyczy 😉
Hehe, fakt, to mniej więcej to samo. 😉
Niby też mam taką świadmość, a jednak jakoś nie pokładam w niej zaufania.
bo szerszeń widziany z bliska sprawia, że człowiek naturalnie renegocjuje wiele przyjętych odgórnie założeń ;-). To trochę tak jak z rekinem (kolejny obiekt z mojej wishlisty) – słodziaki z daleka, z bliska mogą być nieco bardziej niż tylko przerażające… 😉
Fajna sesja. U mnie wciąż na wishliście 🙂 Kwestia napotkania dość cierpliwego okazu 😉
spróbuj z naddojrzałymi winogronkami ;-P
Nie wiedziałam, że one lubią owoce. Może latem podrzucę trochę fermentujących winogron w znane sobie i im miejsca.
jesienią – to już wiedziałem wcześniej, bo w temacie szerszeni również jestem zaskoczony – osowate lubią sobie podjeść smacznie. Kolonie wtedy już zanikają i zamiast roboty nad jej pomyślnością mogą sobie pozwolić na odrobinę egoizmu przed śmiercią zimową 😉
Dziękuję za wyjaśnienia 🙂 Dwa widziałam 24-go września i jednego 4-go października, czyli jesienią. Natomiast w sierpniu na działce jeden szerszeń ugryzł w stopę mojego kuzyna. Skończyło się na wizycie w szpitalu, zastrzyku przeciwbólowym i antybiotyku.
o kurczę, to musiało boleć. Nigdy nie miałem tej przyjemności (wątpliwej, rzecz jasna). Dobrze, że nie dostał wstrząsu anafilaktycznego, a zdarza się to czasami przy toksynach jadu szerszenia…
Tak to bywa, gdy biega się boso po trawie :> Wstrząsu nie było, ale opuchlizna uniemożliwiająca poruszanie się.
no właśnie: chciałem się dopytać jak do tego doszło. Z tego co wiem – i co sam zaobserwowałem – szerszenie nie są chętne do atakowania. Ale nadepnięcie delikwenta mogło go wkurzyć ;-P
Spotkane przeze mnie szerszenie też nie były agresywne.
znaczy, że jest to mocno demonizowany gatunek…
No i eleganckie spotkanie. Sytuację z atakowaniem much i innych co mniejszych owadów podczas żerowania tez kiedyś zauważyłem 😉
czyli się potwierdza, dobrze wiedzieć 😉
Gratuluję spotkania i podziwiam odwagę. Dobrze że szerszeń poprzestał na polowaniach na muszki, Was co prawda nie porwałby na sosenkę ale mógłby postraszyć 😉
odwaga to lepsza nazwa głupoty, ale faktycznie, byłem dzielny jak mały trzmiel ;-P. Sosenki małe, w razie czego by się ugięły… ;-D
super